Możemy otrzymać prowizję od zakupów dokonanych za pośrednictwem linków.
Tim Burton zawsze był kimś odstającym w Hollywood. Jest twórcą filmowym o odrębnej, specyficznej estetyce i zestawie zainteresowań, a mimo to jego filmy cieszą się szerokim zainteresowaniem i są niezwykle spójne pod względem wyników finansowych. (Cytując weterana scenarzysty Zacka Stentza„To tak, jakby Wes Anderson pobił rekord kasowy Michaela Baya.”) Nawet najsłabsze filmy franczyzowe Burtona noszą znamiona reżyserii, których często brakuje w sztandarach XXI wieku. Rzeczywiście, mówcie, co chcecie przeciwko jego „Mrocznym cieniom”, ale tylko Burton byłby w stanie zdobyć w 2012 roku zielone światło na ekranizację kultowej opery mydlanej z lat 60. za 150 milionów dolarów, a jednocześnie zrobić ją dokładnie tak, jak chciał. To ten sam powód wyśmiewana przez krytyków komedia grozy znalazła swoich obrońców.
Tak czy inaczej, w przeszłości Burton musiał stawić czoła nieustannym tarciom między kreatywnością a komercją. Jego komedia science-fiction z 1996 roku „Mars Attacks!” mógłby być w niektórych kręgach wychwalany jako jeden z najdziwniejszych hitów kinowych lat 90., ale w rzeczywistości realizacja jego bezkompromisowej wizji sprawiła, że Burton był tak wyczerpany, że najwyraźniej, bardzo dosłownie, potem uciekł z kraju na dłuższą przerwę z Hollywood. Mówi się także (niektóre wtajemniczone strony), że Burton kłóci się z Warner Bros. w związku z filmem „Mars Attacks!” – w połączeniu z rozczarowującymi wynikami komercyjnymi filmu – prawdopodobnie przyczyniło się do niesławnej decyzji studia o wyreżyserowany przez Nicolasa Cage’a film DC Comics „Superman Lives” zaledwie kilka lat później.
„Po „Supermanie” nie wiedziałem, co robić” – przyznał Burton w książce „Burton na Burtonie” (pod redakcją Marka Salisbury’ego). Dopiero wtedy otrzymał scenariusz do horroru inspirowanego słynnym opowiadaniem Washingtona Irvinga z 1820 roku „The Legend of Sleepy Hollow”. Niemal od razu Burton wiedział, że znalazł to, czego szukał.
Superman umarł, aby Sleepy Hollow mogło żyć
W przeciwieństwie do licznych dziwactw i motywów Burtoneque, film „Sleepy Hollow” z 1999 roku nie powstał jako scenariusz napisany specjalnie dla Burtona. Był to raczej pomysł Kevina Yaghera, szanowanego artysty zajmującego się efektami makijażu, który nie tylko pomógł ożywić Freddy’ego Kruegera i zabójczą lalkę Chucky, ale także zbudował i zaprojektował Crypt Keeper dla serii antologii horrorów „Tales from the Crypt” HBO. (Yagher i jego brat Chris byli także twórcami wielu obrzydliwych zwłok przedstawionych na filmie Długo emitowany serial proceduralny Foxa „Bones”.Do 1994 roku Yagher wyreżyserował już kilka odcinków „Opowieści z krypty” i bardzo chciał zadebiutować jako reżyser fabularny, co skłoniło go do pomysłu przekształcenia opowieści Irvinga w makabryczny horror.
Następnie agent Yaghera przedstawił go Andrew Kevinowi Walkerowi, który wcześniej napisał odcinek „Well Cooked Hams” „Tales from the Crypt”. Walker, podobnie jak Yagher, chciał w tamtym czasie przenieść swoją karierę na wyższy poziom, pisząc scenariusz, o którym było dużo szumu, zatytułowany „Siedem” (tytuł, który prawdopodobnie zadzwoń dzwonkiem). Walker pisał scenariusz, a Yagher miał reżyserować w oparciu o wymyślone przez nich leczenie, wszystko wydawało się iść gładko, a obecnie zhańbiony megaproducent Scott Rudin wszedł do projektu i sprzedał go firmie Paramount. Zamiast tego cała sprawa znalazła się w zawieszeniu, w którym pozostawała aż do lata 1998 roku.
Los sprawił, że nieszczęście Yaghera i Walkera okazało się łutem szczęścia. W ten sam sposób rozpad „Superman Lives” był dla Burtona sekretnym błogosławieństwem, pozwalającym mu przeczytać scenariusz „Sleepy Hollow” tuż po tym, jak kariera Walkera nabrała rozpędu, a wszelkie scenariusze noszące jego nazwisko nagle stały się gorącym towarem. „(T) hej, przysłał mi ten scenariusz i bardzo mi się podoba, był bardzo mocny” – wspomina Burton w „Burton on Burton”. Zauważył również, że ten projekt był „bardziej (czystym) horrorem” niż cokolwiek, co zrobił wcześniej, „i jest zabawny, ponieważ tego rodzaju filmy lubię prawdopodobnie bardziej niż jakikolwiek inny gatunek”.
INNY raz Burton powrócił do swoich praktycznych korzeni
Niewiele filmów oferuje czyste, destylowane, upiorne wibracje, takie jak „Sleepy Hollow” Burtona. (Nawet dziwaczna strona internetowa filmu z końca lat 90. była urzekająca, co może potwierdzić twoja). Fabuła jest, trzeba przyznać, nieco zawiła i polega na ponownym wyobrażeniu sobie przesądnego nauczyciela Ichaboda Crane’a z materiałów źródłowych Irvinga jako niespokojnego, nastawionego na naukę XVIII-wieczny policjant (w tej roli Johnny Depp), który odkrywa upiorny spisek obejmujący małą wioskę Sleepy Hollow i bezgłowy, wymachujący ostrzami fantom sadystycznego heskiego najemnika (w tej roli Ray Park i Christopher Walken). Jednak do pewnego stopnia to tylko sprawia, że „Sleepy Hollow” jest tym wierniejszym hołdem dla klasycznych obrazów Hammer Horror z XX wieku, które również nadrabiają zbyt wyszukane machinacje fabularne wymownymi, gotyckimi, ręcznie robionymi wartości produkcyjne i atmosferę.
Po raz kolejny możesz podziękować „Mars Attacks!” i „Superman Lives” za to. Po wykorzystaniu sporej ilości CGI w pierwszym przypadku i niewątpliwie wykonaniu znacznej ilości pracy poprzedzającej zamierzone efekty cyfrowe w drugim przypadku, Burton zapragnął powrócić do swoich praktycznych korzeni w „Sleepy Hollow”. „Chciałem wrócić do kręcenia filmu, w którym buduje się scenografię, współpracuje z aktorami i robi rzeczy mniej wyprodukowane, mniej skomputeryzowane – po prostu kręcąc w ten sposób staromodny film. To najtrudniejszy okres, ale mój ulubiony czas jest na planie, czyli tam, gdzie robisz te rzeczy”, jak wspomina w „Burton on Burton”. Wspierając sprawę, Burton otaczał się jedynie najlepszymi rzemieślnikami, w tym operatorem Emmanuelem Lubezkim (który później zdobył Oscary za prace nad „Grawitacją”, „Birdmanem” i „Zjawą”), słynnym, wieloletnim kostiumem Burtona projektantka Colleen Atwood, a nawet sam Kevin Yagher (który był koordynatorem ds. efektów stworzeń).
25 lat później ostateczny efekt nadal uznawany jest za jeden z najlepszych filmów Burtona. Z pewnością, jeśli „Sleepy Hollow” i Burton po raz kolejny wraca do efektów typu „zrób to sam” w „Soku z żuka” są na cokolwiek dowodem, chodzi o to, że lepiej przez resztę życia trzymać się z daleka od festiwali CGI na poziomie „Superman Lives”.