Możemy otrzymać prowizję od zakupów dokonanych za pośrednictwem linków.
W przypadku branży często określanej mianem „fabryki marzeń” logiczne jest, że sukces lub porażka w branży filmowej opiera się w dużej mierze na percepcji. Dzieje się tak dlatego, że osoby z zewnątrz rzadko mogą zapoznać się z faktami niezbędnymi do oceny wyników finansowych filmu. Jak opisano w klasyku literatury faktu o showbiznesie „Fatalne odejmowanie: jak Hollywood naprawdę robi interesy” autorstwa Pierce’a O’Donnella i Dennisa McDougala studia dokładają wszelkich starań, aby ukryć swoje „kreatywne” praktyki księgowe — co w tym przypadku umożliwiło Paramount wykorzystanie zysków z hitu Eddiego Murphy’ego „Coming to America” na pokrycie ogólnych strat firmy (i tym samym powoływać się na biedę, jeśli chodzi o wypłacanie przyrzeczonych w umowie punktów netto scenarzystom i tym podobnym).
Mimo to niektóre filmy okazują się tak oczywistymi klapami, że nie ma mowy, żeby rzeczywiście nimi były, pomimo kiepskich wyników kasowych, tajne hity, prawda?
Poproś kogokolwiek, kto ma ogólne pojęcie o historii filmu, o podanie tytułu filmu, który uosabia koncepcję bomby wypuszczonej w kinach, a zanim skończysz zadawać pytanie, prawdopodobnie powie „Brama Niebios”. Epicki western Michaela Cimino z 1980 roku jest filmem przełomowym pod wieloma względami, ale każda dyskusja na temat niezliczonych walorów artystycznych tego filmu prawdopodobnie rozpocznie się od uznania, że jest to klapa w zestawie — produkcja o wartości 36 milionów dolarów, która przy zawrotnym zarobku wynoszącym 3,5 miliona dolarów doprowadziła do bankructwa. United Artists i wbił kołek w i tak już osłabione serce New Hollywood. „Wrota nieba” pełnią także podwójną wątpliwą rolę jako film, który zabił western aż do jego rewizjonistycznego odrodzenia w 1992 r. poprzez „Bez przebaczenia” Clinta Eastwooda.
United Artists było teraz związkiem liczników fasoli, których sztuka nie interesowała zbytnio
Zanim przejdziemy do kwestii wpływu filmu na western, zajmijmy się twierdzeniem, że „Heaven’s Gate” skutecznie zabiła United Artists. Prawda jest taka, że studio znajdowało się na niepewnym gruncie wiele lat przed klapą filmu Cimino. Kilku czołowych dyrektorów UA, którzy kłócili się z kierownictwem Transamerica Corporation, spółki-matki studia, odeszło w 1978 roku i założyło Orion Pictures. Tymczasem Transamerica od dawna była zaniepokojona wsparciem UA dla kontrowersyjnych filmów, takich jak „Ostatnie tango w Paryżu” Bernardo Bertolucciego. — do tego stopnia, że czasami żądali usunięcia nazwy Transamerica ze wszystkich reklam.
Mimo to Transamerica była na tyle popularna w branży filmowej, że rozważała zmianę marki United Artists na Transamerica Films — heretycki pomysł wśród filmowców, którzy szanowali historię UA jako firmy stworzonej przez artyści Do artyści.
Chociaż Transamerica z łatwością była w stanie odpisać 44 miliony dolarów straty filmu, niepowodzenie zrujnowało apetyt firmy na dalsze inwestycje w biznes filmowy. Sprzedali UA Kirkowi Kerkorianowi, który był także właścicielem borykającego się z problemami MGM. UA w końcu przeżyło odrodzenie jako firma przyjazna domom artystycznym, produkując i/lub dystrybuując cieszące się uznaniem krytyków filmy, takie jak „Ghost World”, „Hotel Rwanda” i „Bowling for Columbine”, ale jego okres świetności minął. Ten dzień prawdopodobnie nadchodził i tak, ale „Heaven’s Gate” prawdopodobnie przyspieszył jego upadek.
Jeśli chodzi o to, czy film Cimino całkowicie zabił hollywoodzki western na ponad dekadę, to kolejne błędne wyobrażenie.
Western był już bliski śmierci
W latach 70. western nie był w najlepszej formie. Eastwood był największą gwiazdą gatunku, ale po ogromnym sukcesie „Brudnego Harry’ego” zaczął dzielić swój czas na filmy o policjantach. „Wyjęty spod prawa Josey Wales”, „Gang Apple Dumpling”, a nawet niepotrzebna kontynuacja „Prawdziwego męstwa” Johna Wayne’a „Kogut Cogburn” dobrze wypadły w kasie, ale potem, w 1977 r., „Gwiezdne wojny” George’a Lucasa zmieniły film biznes na zawsze. Studia goniły za hitami kinowymi, ale głównie stawiały na bestsellery, gwiazdy filmowe i nastawionych komercyjnie twórców filmowych, którzy, miejmy nadzieję, wyprodukują im kolejnego „Ojca chrzestnego”, „Żądlenia” lub „Szczęki”. Dzieło głównego nurtu Lucasa dostarczyło im formuły i stosunkowo niewykorzystanego gatunku: nagle przestrzeń znalazła się tam, gdzie była.
Przez następne trzy lata nie powstał żaden większy westernowy hit, aż do 1980 roku, kiedy „The Long Riders” Waltera Hilla zrobił skromny biznes. Ludzie byli w dużej mierze sceptycznie nastawieni do tego gatunku, a szczególnie niechętnie odnosili się do „Heaven’s Gate” ze względu na jego toksyczną reklamę. . Nawet obecność tak lubianych gwiazd, jak Kristofferson, Jeff Bridges i Christopher Walken (który dwa lata wcześniej zdobył Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego za rolę w filmie Cimino „Łowca jeleni”) nie było w stanie przekonać kinomanów, aby obejrzeli skrócony do 149 minut epos w lokalnym kinie/multipleksie.
Film Cimino to z pewnością test cierpliwości. Przywrócony do zatwierdzonego przez reżysera czasu trwania wynoszącego 216 minut, zawiera długą ceremonię ukończenia szkoły i inne sekwencje, które nie zawsze wydają się przyspieszać fabułę. Zdjęcia Vilmosa Zsigmonda podkreślają kurz nad szeroko otwartym pięknem błękitnego nieba Wyoming i Montany. Film rozwija się jak gruby kawałek literatury rosyjskiej, co mam na myśli jako komplement, choć dla niektórych może przywoływać obrazy tomów godnych obejrzenia. To porażka, ponieważ „Heaven’s Gate” może pochwalić się niektórymi z najlepszych dzieł Kristoffersona i opowiada brzydką historię o morderstwie i masakrze nawiedzanej przez bezwzględnych farmerów na biednych, bezsilnych osadnikach na przełomie XIX i XX wieku w Ameryce.