Akademia Sztuki i Nauki Filmowej ma kiepskie osiągnięcia, jeśli chodzi o przyznawanie nagród najbardziej zasłużonym nominowanym. Istnieje niezliczona ilość przykładów niesprawiedliwości, a jeśli chodzi o najlepszy film, historia decydowania się na film, który przynajmniej większość ludzi naprawdę lubi, nawet jeśli niewielu go pokocha. W ostatnich latach główną nagrodę zdobywały znakomite „Spotlight”, „Argo”, „Nomadland” i „CODA”. Nie były to najlepsze filmy swoich lat, nawet do nich nie podobne, ale były sprawnie wyreżyserowanymi filmami, których podstawą były doskonałe kreacje aktorskie i znakomite (choć nieco szablonowe) scenariusze.
Akademia ma na swoim koncie przyzwoity pięcioletni występ w kategorii Najlepszy Film (najprawdopodobniej ze względu na trwającą inicjatywę na rzecz różnorodności, która poszerzyła szeregi członkowskie poza grono białych mężczyzn), ale w 2018 roku nastąpił irytujący regres do starych, złych czasów, kiedy biali hollywoodzcy fałszywcy robili fałszywe „nie możemy- Bromki, które po prostu nie mogą się dogadać, gratulują sobie, że postrzegają ludzi o różnym kolorze skóry i pochodzeniu etnicznym jako rzeczywiste istoty ludzkie. Fakt, że wyborcy zdecydowali się to zrobić w roku, w którym mieli wspaniałą okazję naprawienia jednego z najbardziej rażących błędów w historii Akademii, stał się wówczas przypomnieniem, że w organizacji wciąż było pełno klownów, którzy najwyraźniej wierzyli, że rozwiązaliśmy ten cały problem rasizmu 50 lat wcześniej, w „Zgadnij, kto przyjdzie na obiad”, Spencer Tracey pozwolił Sidneyowi Poitierowi poślubić swoją córkę.
Kierowany z obowiązkowością na stanowisku misjonarskim przez Petera Farrelly’ego, „Green Book” nie miał powodów do nominacji w kategorii najlepszy filmnie mówiąc już o zdobyciu nagrody. Pomijając rzekome nieścisłości i przeinaczenia historyczne, jest to niezwykła podróż rasistowskiego głupca, który dowiaduje się, że nie musi wyrzucać zupełnie dobrej szklanki, bo pił z niej czarny człowiek. Jest to, jak Spike Lee zauważył po ceremonii, niepożądane echo nagrodzonego w 1989 roku najlepszym filmem filmu Wożąc panią Daisy.
I całkowicie logiczne było to, że rzekomo próbował oszukać Dolby Theatre po tym, jak Julia Roberts przeczytała tytuł z otwartej koperty – ponieważ tym razem dał Akademii ognistą alternatywę dla poprawiającej samopoczucie papugi „Zielonej księgi”.
Akademia dokonała złego wyboru… znowu
Spike Lee był obecny na rozdaniu Oscarów w 1990 r., kiedy „Wożąc panią Daisy” zatriumfował nad rozczarowującym wówczas kwartetem pretendentów. Jeśli głosowali dzisiaj, myślę, że „Pole marzeń” odejdzie z trofeum, ale widzę, że „Urodzony czwartego lipca” Olivera Stone’a również je zdobędzie (zwłaszcza odkąd zdobył nagrodę dla najlepszego reżysera). „Moja lewa stopa” to nadal bardzo dobry film, który zasłużenie zapewnił Danielowi Day-Lewisowi i Brendie Fricker nagrody odpowiednio dla najlepszego aktora i najlepszej aktorki drugoplanowej, podczas gdy „Stowarzyszenie umarłych poetów” wydaje się niemal tak samo przestarzałe jak „Wożąc panią Daisy” 34 lata później .
Lee był tam, aby zobaczyć, jak jego absurdalnie doskonały „Rób, co należy”, traci najlepszy scenariusz oryginalny na rzecz „Stowarzyszenia umarłych poetów” Toma Schulmana. To, że „Rób, co należy” nigdy nie miało szans na nominację do nagrody dla najlepszego filmu, ponieważ bezkompromisowo przedstawia fatalny stan stosunków rasowych w Stanach Zjednoczonych, nie było dla nikogo zaskoczeniem. Mimo że Bruce’owi Beresfordowi odmówiono nominacji do nagrody dla najlepszego reżysera, wszyscy tego wieczoru słuchali, wiedząc, że „Wożąc panią Daisy” był faworytem dla filmu i aktorki (Jessica Tandy to królowa Hollywood i w ogóle).
Wielu krajowych krytyków, w szczególności Gene Siskel i Roger Ebert, głośno potępiało niesprawiedliwość inicjatywy „Rób, co należy”, nawet bez uzyskania nominacji. Ale wszyscy wiedzieliśmy, że była to zbyt silna dawka lekarstwa dla przeważnie białej, grzecznie liberalnej Akademii. Lee miał szczęście, że otrzymał skinienie głową za scenariusz.
Na początku 2018 roku wiedzieliśmy, że nadchodzi „BlacKkKlansman” Spike’a Lee, a kiedy zebrał w większości entuzjastyczne recenzje na tegorocznym Festiwalu Filmowym w Cannes, wydawało się, że ma solidne szanse w kategorii najlepszy film. Jednak pod koniec jesiennego sezonu festiwalowego stało się jasne, że film ma poważną konkurencję. „Narodziny gwiazdy”, „Roma” i „Faworyta” w pewnym momencie wydawały się faworytami. Następnie National Board of Review w niewytłumaczalny sposób uznała „Zieloną Księgę” za najlepszy film roku i sytuacja powoli zaczęła się odwracać. Czy Akademia mogłaby kupić to samo kłamstwo na temat stosunków rasowych w USA po wyborze Donalda J. Trumpa i morderstwie Heather Heyer w Charlottesville (którego materiał filmowy został zmontowany w przerażającą kodę „BlacKkKlansman”)?
Mogli i tak zrobili, a Lee słusznie był na tyle oburzony, że chciał opuścić ceremonię, zanim zwycięzcy wygłosili przemówienia.
Zakłopotanie świetnymi opcjami doprowadziło do przerażająco zawstydzającego zwycięstwa
Według tweeta reportera AP Andrew DaltonaLee machał ramionami „z obrzydzeniem” i próbował wyjść z Dolby Theatre, ale nie pozwolono mu wyjść. W końcu wrócił na swoje miejsce i wysłuchał przemówień.
Warto dodać, że w dniu ceremonii Lee był uważany za faworyta do Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany (obok Charliego Wachtela, Davida Rabinowitza i Kevina Willmotta). Kiedy to się stało, Lee wygłosił żarliwe przemówienie, które, trzeba przyznać, nie przypieczętowało Akademii za wcześniejsze lekceważenia (w tym utratę Oscara dla najlepszego filmu dokumentalnego za mistrzowskie „4 małe dziewczynki” na rzecz „Długiej drogi do domu” w 1999).
„BlacKkKlansman” nie miał szans na nagrodę dla najlepszego filmu, ale pojawiła się nadzieja, że „Roma” przebije „Zieloną Księgę” po tym, jak Alfonso Cuarón zdobył nagrodę dla najlepszego reżysera. Niestety, Akademia bawiła się jak w 1989 roku. Chociaż Lee w wywiadach po ceremonii dzielił się swoją niechęcią do „Zielonej księgi”, właśnie zdobył swojego pierwszego Oscara i nie był w nastroju do marudzenia przez całą noc. Być może dzieje się tak dlatego, że nikt nie wie lepiej od niego, że te nagrody odzwierciedlają głębszą chorobę naszego społeczeństwa… taką, o której, jeśli spojrzysz na dzisiejsze nagłówki, powinieneś cholernie dobrze wiedzieć, że jesteśmy daleko od wyleczenia .