Home Rozrywka Recenzja Broadwayu „Wzgórza Kalifornii”.

Recenzja Broadwayu „Wzgórza Kalifornii”.

18
0


Czy istnieje bardziej niezawodna sceneria do dramatu rodzinnego niż spotkanie rodzeństwa, z którym od dawna nie było kontaktu? Ostatni sezon był mroczny i wspaniały Odpowiedni udowodnił, że w starym Pinterze było mnóstwo życia Powrót sztuczka i to Broadway sezon Jeza Butterwortha robi to ponownie, nakładając karę Wzgórza Kaliforniiznakomicie przeprowadzony rozrachunek ze starymi traumami i rodzinnymi sprzeczkami, które z pozoru mogą wydawać się błahe.

Oczywiście długotrwałe sprzeczki zwykle okazują się wcale nie takie błahe, przynajmniej gdy zostaną wypatroszone i widoczne dla wszystkich. I Butterworth wraz ze swoim niesamowitym reżyserem simpatico Sama Mendesazajmuje się fachową pracą na froncie patroszenia, rozdając fragmenty rodzinnych urazów sprzed kilkudziesięciu lat, aż nadejdą odpowiednie momenty na rozcięcie. Możemy się domyślać, co kierowało niegdyś bliskimi sobie czterema siostrami Wzgórza Kalifornii przez tyle lat i może nawet dlatego niektórzy, a nie wszyscy, na tak długo odcinali się od swojej umierającej mamy. Ale rewelacje przychodzą ciężko, tak samo.

Przede wszystkim ten tytuł. Ani moment w sztuce Butterwortha nie rozgrywa się w Kalifornii: tytuł pochodzi z piosenki Johnny’ego Mercera z 1948 r., która była stara i datowana nawet na 1955 r., kiedy cztery młode siostry z Blackpool w Anglii ćwiczą tę piosenkę raz za razem, wraz z mnóstwem Andrewsów Siostry dostrajają to, co one – a zwłaszcza ich matka w typie Mamy Rose, Veronica – z pewnością zaoferują bilet na wyjście z opresyjnego, ślepego zaułka życia, w którym żyje się (i działa) trzeciorzędny pensjonat blisko oceanu. Miejsce nazywa się Seaview, mimo że go nie ma – to rodzina przyzwyczajona do kłamstw.

Po raz pierwszy spotykamy dorosłe siostry (lub początkowo większość z nich) w 1976 r., kiedy Seaview dodał na przestrzeni lat kilka tandetnych akcentów – zepsutą szafę grającą, bar w stylu tiki – aby sprawiały wrażenie mniej utkniętych w bursztynie powojennej zastoju Wielkiej Brytanii (Rob Howell zaprojektował zestaw dopracowany w każdym szczególe). Najpierw jest Jill (Helena Wilson), pozornie myszowata, która pozostaje z mamą dziesiątki lat po tym, jak inne uciekły. Jill poświęciła własne życie – jest 32-letnią dziewicą, jak oznajmia w pewnym momencie – aby dotrzymać towarzystwa swojej zgorzkniałej matce Veronice, szczególnie w ostatnich latach pełnych raka. Niedawno umierająca starsza kobieta złożyła na łożu śmierci wyznanie, które mogła usłyszeć tylko Jill. Więcej o tym później.

Helenę Wilson, Laurę Donnelly i Ofelię Lovibond

Joanna Marcus

Zbierają się także – nawiasem mówiąc, nigdy nie widujemy matki w starszym wieku, ale nawet gdy umiera na górze, jej obecność jest nie mniej ciężka dla zajęć na parterze – są Ruby (Ophelia Lovibond) i Gloria (Leanne Best), obie z mężami i własnych dzieci, z różnym stopniem niezadowolenia. Gloria, druga w kolejności najstarsza, wydaje się najbardziej nieszczęśliwa po powrocie do domu, zgorzkniała, wściekła i o zimnym sercu z powodów, które stają się jasne, gdy rozmowa schodzi na nieobecną Joannę, najstarszą i najbardziej utalentowaną ze śpiewającego rodzeństwa, które zerwało. kwartetu, kiedy w wieku 15 lat porzuciła rodzinę, obiecując karierę solową w Kalifornii.

Jeśli sława pozostawała nieuchwytna dla pięknej i utalentowanej Joan, możemy łatwo wyobrazić sobie, co tak naprawdę znalazła w jej miejsce: karierę muzyczną na obrzeżach sceny rock and rolla w Los Angeles lat 60. i 70., być może śpiewając w chórkach do prawdziwych gwiazd tu i tam, dając koncerty w trasie, a może, jak głosi plotka, dzieląc się uzależnieniem od heroiny ze swoimi odnoszącymi sukcesy współpracownikami. W każdym razie większość sióstr tak naprawdę nie spodziewa się, że Joan pojawi się na wyjeździe mamy… dopóki tego nie zrobi.

Wielkie wejście Joan do III aktu jest odlotowe: pojawia się, gdy inni pójdą spać, ubrana w długi, puchaty płaszcz, który mógłby pochodzić z ręki Steviego Nicksa (kostiumy autorstwa Howella, równie dobre jak jego zestaw), dryfując niepostrzeżenie do Seaview, a jedynie zepsuta szafa grająca zauważyła to, nagle ożywając i wypełniając martwe powietrze utworem „Gimme Shelter” Rollings Stonesów (co by Butterworth gra bez choćby odrobiny upiornej magii).

Przed Aktem III Joannę widzieliśmy jedynie w okresie jej dojrzewania w 1955 roku, poprzez żywe sceny retrospekcji, które składają się na ciało i kości tej fascynującej dynamiki rodzinnej.

Nancy Allsop, Nicola Turner, Sophia Ally, Lara McDonnell

Joanna Marcus

W tych retrospekcjach cztery dziewczynki w wieku od 12 do 15 lat rutynowo zbierają się w kuchni pod surowym okiem swojej matki Veroniki, aby ćwiczyć grę sióstr Andrews, która z pewnością wszystkim, a zwłaszcza Veronice, z pewnością pomoże rodzinie wydostać się z zaścianków Blackpool ( tata już dawno nie żyje, a Veronica wymyśla różne historie o martwych bohaterach wojennych, aby dopasować się do jej zachcianek; bardziej prawdopodobne jest, że dziewczynki były po prostu wynikiem wojennych romansów mamy).

I o to chodzi: występ dziewcząt jest dobry. Potrafią pięknie śpiewać i są urocze jak guziki. W przeciwieństwie do Mamy Rose, Veronica nie ma całkowitych urojeń w swoich marzeniach o sławie. Ale ona Jest beznadziejnie przestarzała, utknęła w czasach świetności wojny: Kiedy uczciwy dyrektor muzyczny przychodzi ich posłuchać – wizyta zorganizowana przez przyjaciela rodziny i lokatora z Seaview – ekspert widzi, co robimy, a czego Veronica nie może: swing się skończył, Elvis dominuje, a występ dziewcząt jest beznadziejny.

A potem następuje diabelski interes: zwalniając dziewczyny z pokoju, Luther St. John (David Wilson Barnes), menadżer Perry Como, oferuje mamie Wybór Zofii: Czy pozwoli swojej najstarszej, pięknej, kwitnącej Joan, wyruszyć na własną muzyczną drogę do sławy? I czy mama pozwoliłaby Joan na prywatne przesłuchanie w jednej z sypialni na piętrze?

To, co dzieje się potem, jest trudne do zniesienia, mimo że horror rozgrywa się poza sceną. Rodzina się rozpadnie, niektórzy poznają prawdę, nikt już nie będzie taki sam. Nie trzeba dodawać, że spotkanie w 1976 r., podczas którego mama umierała na górze, spowodowało mnóstwo rozpakowywania.

Nawet jeśli niektóre z długo skrywanych skarg sióstr bledną w porównaniu z innymi – rozbieżności, które osłabiają dramat – Butterworth (Przewoźnik, Jerozolima) i Mendes zostali pobłogosławieni obsadą, która dokładnie wie, jak je rozpakować, jedną pamiątkę, jedno wspomnienie, jedną nowo odkrytą emocję na raz. Obydwa zestawy rodzeństwa są pierwszorzędne (w młodszych wersjach bez zarzutu grają Nancy Allsop, Sophia Ally, Lara McDonnell i Nicola Turner). Richard Short, Bryan Dick i Richard Lumsden świetnie się spisali, grając różnych mężczyzn na kobiecej orbicie, z których większość nieszczęśników robi wszystko, co w ich mocy, aby utrzymać się na powierzchni w turbulencjach, podczas gdy Ta’Rea Campbell jako pielęgniarka w hospicjum jest spokojna.

Lara McDonnell, Laura Donnelly i Sophia Ally

Joanna Marcus

Laura Donnelly gra zarówno trzydziestoletnią Joan, jak i, w retrospekcjach, matkę Veronikę. To zdumiewające podwójne działanie. Jako niedoszła, a może prawie była gwiazda rocka Joan, Donnelly nawiązuje swoim głosem do spalonego papierosami kalifornijskiego hippisowskiego wypalenia, jedynie z nutą korzeni z Blackpool, nad którymi tak wyraźnie pracowała, by je wykorzenić. Jako Veronica Donnelly jest niedoszłą mamą na scenie z prawdopodobnie dobrymi intencjami, mądrą, utalentowaną kobietą, która przytłoczyła czasy i desperacko pragnie dać swoim córkom możliwości, których nigdy nie miała. W równym stopniu mama Rose, panna Jean Brodie, Amanda Wingfield i Sophie Zawistowska, Veronica jest potworem przez chwilę, której można żałować, a ona i ci, których kocha, będą płacić za ten błąd przez resztę życia.

Jeśli Wzgórza Kalifornii ma lekcję do przekazania i o to chodzi: uważaj na te cholerne minuty, kiedy bycie potworem wydaje się rozsądną opcją – rzadko są one rozsądne, a prawie nigdy nie są to tylko minuty.

Tytuł: Wzgórza Kalifornii
Lokal: Broadhurst Theatre na Broadwayu
Napisane przez: Jez Butterworth
Reżyseria: Sama Mendesa
Rzucać: Laura Donnelly, Leanne Best, Ophelia Lovibond, Helena Wilson; Nancy Allsop; Sophia Ally; Lara McDonnell; Nicola Turner, David Wilson Barnes, Ta’Rea Campbell, Bryan Dick, Richard Lumsden, Richard Short, Liam Bixby, Ellyn Heald, Max Roll i Cameron Scoggins
Czas trwania: 2 godz. 45 min (w tym jedna przerwa i jedna pauza)



Source link