W najlepszych warunkach, „Heaven’s Gate” Michaela Cimino nigdy nie była łatwa do sprzedania ani do studia, ani do kinomanów. Napisany w 1971 roku, siedem lat przed zdobyciem przez scenarzystę i reżysera „Łowcy jeleni” pięciu Oscarów (w tym dla najlepszego filmu i najlepszego reżysera), film miał być epicką relacją z wojen na pastwiskach hrabstwa Johnson w stanie Wyoming prowadzonych przez stowarzyszenia hodowców bydła przeciwko rzekomym złodziejaszkom (z których wielu było po prostu drobnymi rolnikami i farmerami). To wszystko może brzmieć strasznie ekscytująco, nawet pełne akcji, ale nawet dalej sukces komercyjny, taki jak „Łowca jeleni”, Cimino wykazał się niekonwencjonalną metodą opowiadania historii. Lubił zanurzać publiczność w odrębnych losach swoich bohaterów, tak aby małe i/lub ogromne tragedie z ich życia – a w głównym dziele Cimino prawie każdy ma tragiczny koniec – rezonowały z poczuciem indywidualności. On tego chce wiedzieć ci ludzie.
Ma więc sens, że Cimino, kiedy na początku lat 70. próbował nakręcić „Bramę nieba” przed kamerami, zwrócił się do Johna Wayne’a o główną rolę Averilla, marszałka z Harvardem, który tylko tak długo może utrzymać spokój w Johnson County, zanim farmerzy z wielkimi pieniędzmi zaczną wykonywać egzekucje na tak zwanych banitach znajdujących się na ich liście śmierci.
Wayne nadał aktorowi niesamowitą powagę i najwyraźniej scenariusz był na tyle dobry, że mimo onieśmielającej długości i kosztów zasłużył na zielone światło pod koniec lat 70. (nieudana produkcja za 44 miliony dolarów niesławnie skłoniła Transamericę do sprzedaży United Artists firmie MGM w 1981 r.). Co się więc stało?
Wayne był za stary na skrupulatne podejście Cimino do kręcenia filmów
Po zdobyciu Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego w 1969 roku za „Prawdziwe męstwo” Wayne siedział wysoko w siodle jak zawsze, ale jego zdrowie było wątłe. W połowie lat sześćdziesiątych walczył z rakiem, ale dziesięciolecia nałogowego palenia i picia odcisnęły swoje piętno na ciele niegdyś wysportowanej gwiazdy. Jeśli wziąć pod uwagę rygorystyczne metody Cimino (nie powstrzymywał się od nakręcenia ponad 50 ujęć tej samej sceny, jeśli nie otrzymywał od aktorów dokładnie tego, czego oczekiwał), łatwo jest zobaczyć, jak rozsądny Duke wycofuje się z produkcji wcześnie i ze złością. Pracował z najlepszymi reżyserami, jacy kiedykolwiek to robili (np. Johnem Fordem i Howardem Hawksem) i kochał ich w dużej mierze dlatego, że nie byli cenni. Byli płodnymi artystami i obaj równie chętnie jak Wayne chcieli zająć się kolejnym projektem.
Wayne również miał sześćdziesiątkę, kiedy miał zagrać Averilla, i szczerze mówiąc, na ekranie wyglądał na starszego niż ten. Legendarny aktor i muzyk Kris Kristofferson, który ostatecznie zagrał Averilla (i który zmarł wczoraj w wieku 88 lat), kiedy przyjął tę rolę, miał czterdziestkę i trudno sobie wyobrazić lepszą, bardziej przystojną figurę.
Może wydawać się dziwne stwierdzenie, że w przypadku „Heaven’s Gate” cokolwiek wyszło najlepiej chociaż Christopher Walken uważa, że zasługuje na coś lepszegoMiejmy jednak nadzieję, że strata Kristoffersona zainspiruje więcej osób do wypróbowania niezwykle niedocenianego i źle zrozumianego filmu. Myślę, że to klasyk — trudno mieć pewność i długi czas realizacji, ale ostatecznie satysfakcjonujący w sposób, na jaki cierpliwie stać kilka hollywoodzkich filmów.