F1

Powrót Vettela do F1 wykluczony, ale inne role są możliwe

Sebastian Vettel, czterokrotny mistrz świata Formuły 1, definitywnie zamknął drzwi przed powrotem do ścigania się w królowej sportów motorowych. W wywiadzie dla niemieckiej stacji ZDF Sportstudio, w którym towarzyszyli mu członkowie zespołu SailGP, którego jest współwłaścicielem, 38-letni kierowca oświadczył, że jego czas za kierownicą bolidu F1 już minął. Jednocześnie jednak dał do zrozumienia, że jest otwarty na inne role w padoku.

Spekulacje dotyczące przyszłej kariery

Choć Vettel wprost zaprzeczył możliwości powrotu jako kierowca, to nie wyklucza objęcia innych funkcji. Na pytanie o przyszłość w F1, odpowiedział: „Nie. Nie jako kierowca, ten czas już minął. Ale objęcie jednej czy dwóch ról jest absolutnie do pomyślenia”. Na razie jednak Niemiec podkreśla, że jest „naprawdę szczęśliwy i ma wystarczająco dużo do zrobienia” w domu.

Wcześniej w tym roku pojawiły się pogłoski o jego potencjalnym powrocie do Red Bulla w roli innej niż kierowca, być może jako następca doktora Helmuta Marko. Te spekulacje jednak osłabły, szczególnie po przetasowaniach w zespole, które najprawdopodobniej zabezpieczyły pozycję 82-letniego doradcy.

Vettel i wyścigi długodystansowe

Marko, odnosząc się do tych plotek w rozmowie z portalem F1-Insider, wyjaśnił, że stanowisko, które on zajmuje, to praca na pełen etat, co kolidowałoby z obecnym stylem życia Vettela, który cieszy się czasem spędzonym z dala od wymagającego padoku. Mimo to Vettel, który jest także byłym dyrektorem Stowarzyszenia Kierowców Grand Prix (GPDA), jest otwarty na powrót w przyszłości.

Oprócz Formuły 1, spekulowano również o jego możliwym udziale w wyścigach długodystansowych, takich jak 24h Le Mans. W zeszłym roku Vettel testował Porsche 963, co podsyciło plotki, ale jak sam przyznał, „nic konkretnego” z tego nie wynikło. „Prowadziłem taki samochód, bo byłem nim zainteresowany. To była zabawa, ale nic więcej na razie się nie wydarzyło. Mam jeszcze trochę czasu” – skomentował, dodając, że na razie jego sportowe ambicje spełnia zaangażowanie w SailGP.

Tenis

Historyczny sukces Magdy Linette w Wuhanie

Magda Linette w świetnym stylu awansowała do ćwierćfinału turnieju WTA 1000 w Wuhanie. Polska tenisistka pokonała już trzy rywalki, nie tracąc ani jednego seta. W czwartek odniosła cenne zwycięstwo nad wymagającą Darią Kasatkiną, wygrywając 6:2, 6:3. Dzięki temu po raz pierwszy w karierze zameldowała się w najlepszej ósemce tej imprezy.

Pierwszy ćwierćfinał na poziomie WTA 1000

Dla 32-letniej Linette jest to moment szczególny – po raz pierwszy dotarła do ćwierćfinału turnieju rangi WTA 1000. Wynik ten może zaskakiwać, biorąc pod uwagę jej dotychczasowe osiągnięcia: półfinał Australian Open, trzy tytuły WTA oraz najwyższą pozycję w karierze – 19. miejsce w światowym rankingu.

W elitarnym gronie polskich tenisistek

Linette została zaledwie trzecią Polką, której udało się awansować do ćwierćfinału imprezy WTA 1000. Jak przypomniał profil Opta Ace w serwisie X, wcześniej dokonały tego jedynie Agnieszka Radwańska i Iga Świątek. Obie mają w dorobku triumfy w turniejach tej rangi, co stawia Linette w prestiżowym gronie polskich tenisistek odnoszących sukcesy na najwyższym poziomie.

Czym są turnieje WTA 1000?

Turnieje tej rangi zostały wprowadzone stosunkowo niedawno, aby ujednolicić system z rozgrywkami ATP. Powstały z przekształcenia imprez WTA Premier Mandatory i WTA Premier 5 w ramach reformy z 2009 roku.

W obecnym kalendarzu głównego cyklu znajduje się dziesięć turniejów WTA 1000: w Dosze, Dubaju, Indian Wells, Miami, Madrycie, Rzymie, Toronto, Cincinnati, Pekinie oraz Wuhanie. Warto dodać, że Iga Świątek w tym roku sięgnęła po cztery z nich – w Dosze, Indian Wells, Madrycie i Rzymie – potwierdzając swoją dominację w kobiecym tenisie.

Siatkówka

LOVB Nebraska: Nowy właściciel, nowa nazwa i nowa era siatkówki w Nebrasce

Zmiana właściciela i rebranding zespołu z Omaha

Drużyna LOVB Omaha, reprezentująca miasto w rozgrywkach League One Volleyball, przeszła ważne zmiany organizacyjne. Ogłoszono nową grupę właścicielską oraz rebranding zespołu. Od teraz drużyna będzie funkcjonować pod nazwą LOVB Nebraska.

Na czele nowej grupy właścicieli stanęła czterokrotna medalistka olimpijska i współzałożycielka LOVB Omaha – Jordan Larson. Do zespołu inwestorów dołączyła również spółka inwestycyjna należąca do JE Dunn Construction Group, odpowiedzialna m.in. za budowę pierwszego na świecie stadionu dedykowanego wyłącznie profesjonalnemu sportowi kobiecemu – CPKC Stadium dla drużyny Kansas City Current z NWSL.

Hołd dla lokalnej społeczności siatkarskiej

Jak wyjaśnia Larson w oficjalnym komunikacie prasowym, rebranding zespołu ma na celu uhonorowanie dziedzictwa i pasji lokalnych społeczności siatkarskich:

„Grałam w siatkówkę na całym świecie, ale Nebraska to mój dom – tu zakochałam się w tym sporcie. Nowa nazwa zespołu jest ukłonem w stronę społeczności, które mnie ukształtowały, oraz wszystkich kibiców siatkówki w naszym stanie”.

Zmiana nazwy z LOVB Omaha na LOVB Nebraska ma podkreślić wyjątkowe miejsce Nebraski w siatkarskim świecie oraz ogromne zaangażowanie tamtejszych fanów.

Wsparcie doświadczonej trenerki

W komunikacie prasowym głos zabrała również Kirsten Bernthal Booth, była trenerka żeńskiej drużyny Creighton Bluejays, która przez 22 sezony poprowadziła zespół do imponującego bilansu 502 zwycięstw i 192 porażek. Booth wyraziła entuzjazm wobec przyszłości projektu:

„Cieszę się, że mogę współpracować z tak oddanymi społeczności inwestorami jak Jordan i JE Dunn. Wierzę, że pod nową nazwą LOVB Nebraska uda się zrealizować wspólną wizję rozwoju siatkówki w naszym stanie”.

Debiutancki sezon z sukcesem

LOVB Nebraska, jeszcze jako LOVB Omaha, zakończyła swój pierwszy sezon w League One Volleyball na drugim miejscu w lidze, co jest wyjątkowym osiągnięciem, biorąc pod uwagę, że zespół przystępował do fazy play-off z ostatniego miejsca.

League One Volleyball to największa organizacja siatkarska w USA, obejmująca zarówno poziom młodzieżowy, jak i profesjonalny. Wydarzenia takie jak finał ligi, który odbył się 13 kwietnia, pokazują rosnącą skalę i znaczenie rozgrywek.

Larson stawia na przyszłość siatkówki w USA

W rozmowie z „The Athletic” Jordan Larson przyznała, że decyzja o wejściu w rolę właścicielki była naturalnym krokiem po zakończeniu kariery reprezentacyjnej:

„Zaczęłam poważnie zastanawiać się nad przyszłością. Siatkówka zawodowa w USA dynamicznie się rozwija, a kobiety mają coraz większy wpływ na decyzje w tym sporcie. Chciałam nauczyć się, jak zarządzać profesjonalną drużyną i mieć realny wpływ na rozwój tej dyscypliny”.

Wielkie zmiany w amerykańskiej siatkówce zawodowej

Ogłoszenie nowego właściciela LOVB Nebraska zbiegło się w czasie z dużym przełomem na siatkarskim rynku. Zgodnie z doniesieniami serwisu Sportico, Pro Volleyball Federation (PVF) ogłosiła fuzję z Major League Volleyball (MLV) – ligą, która ma wystartować w 2026 roku. Inwestycja w wysokości 40 milionów dolarów podniosła łączną wartość połączonych lig do ponad 325 milionów dolarów. Głównym inwestorem została rodzina DeVos, właściciele klubu NBA Orlando Magic i zespołu PVF Grand Rapids Rise.

W strukturach MLV znajdzie się również jeden z najpopularniejszych zespołów w kraju – Omaha Supernovas, który w zakończonym sezonie przyciągał średnio 10 925 widzów na mecz, co stanowiło rekord ligi.

Siatkówka kobieca na fali popularności

Siatkówka to obecnie drugi najpopularniejszy sport wśród kobiet w USA. Na poziomie akademickim dyscyplina notuje historyczne rekordy. W 2023 roku mecz NCAA pomiędzy Nebraska a Omaha zgromadził w Lincoln aż 92 003 widzów, co stanowi rekord świata pod względem frekwencji na kobiecym wydarzeniu sportowym.

Wszystko wskazuje na to, że Nebraska nie tylko pozostaje sercem amerykańskiej siatkówki, ale teraz – dzięki LOVB Nebraska – stanie się także jej profesjonalnym filarem.

Piłka nożna

Ligue 1: PSG zwycięża w Lille po emocjonującym spotkaniu

W trzeciej kolejce francuskiej Ligue 1 kibice byli świadkami niezwykle ciekawego pojedynku pomiędzy Lille OSC a Paris Saint-Germain. Drużyna z Paryża pokazała swoją klasę i pewnie pokonała gospodarzy 3:1, notując tym samym kolejne ważne zwycięstwo w sezonie.

Mocny początek PSG

Już od pierwszego gwizdka widać było, że piłkarze PSG zamierzają narzucić swoje warunki gry. W 25. minucie L. Beraldo wykazał się dobrą postawą w defensywie, powstrzymując ofensywę Lille. Zaledwie kilka minut później, w 31. minucie, A. Ribeiro znalazł się w dogodnej sytuacji i podjął próbę strzału, jednak nie udało mu się pokonać bramkarza gospodarzy.

Przewaga gości zaczęła być coraz bardziej widoczna, a efekty przyszły bardzo szybko. Najpierw Vitinha, w 33. minucie, wpisał się na listę kluczowych zawodników tego spotkania, po czym, już trzy minuty później, B. Barcola podwyższył prowadzenie, dając paryżanom jeszcze większą pewność siebie.

Lille stara się odrobić straty

Po przerwie gospodarze próbowali zmienić przebieg meczu. W 47. minucie N. Mukau próbował zdobyć bramkę kontaktową, jednak PSG skutecznie odpierało wszystkie ataki Lille. Zespół z północy Francji nie rezygnował, a w 78. minucie E. Zhegrova zapisał się jako jeden z kluczowych graczy drugiej połowy, podejmując kolejne próby stworzenia zagrożenia pod bramką rywala.

PSG kontroluje końcówkę meczu

W końcowych minutach to jednak goście z Paryża pokazali większe opanowanie i doświadczenie. G. Donnarumma, bramkarz PSG, w 84. minucie popisał się świetną interwencją, nie dopuszczając do utraty bramki. Chwilę później, bo już w doliczonym czasie gry, B. Diakite oraz R. Kolo Muani odegrali kluczowe role, przypieczętowując sukces PSG. Ostatecznie Lille zdołało zdobyć honorowego gola, jednak nie wystarczyło to, by odwrócić losy spotkania.

Podsumowanie spotkania

Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla Paris Saint-Germain. Goście zdominowali pierwszą połowę, szybko budując przewagę, którą konsekwentnie utrzymywali do końcowego gwizdka. Lille mimo ambitnej postawy nie było w stanie skutecznie przeciwstawić się dobrze dysponowanemu rywalowi.

Dla PSG to kolejny ważny triumf, który umacnia ich pozycję w tabeli Ligue 1 i potwierdza, że paryżanie wciąż pozostają głównymi kandydatami do mistrzostwa Francji.

F1

F1 Belgia 2025: Wszystko, co musisz wiedzieć o weekendzie wyścigowym na Spa

Powrót Formuły 1 po przerwie letniej

Sezon Formuły 1 w Europie nabiera tempa – już w ten weekend odbędzie się trzynasta runda mistrzostw, czyli Grand Prix Belgii na legendarnym torze Spa-Francorchamps. Po krótkiej, dwutygodniowej przerwie, zespoły wracają do rywalizacji, a fani motorsportu mogą szykować się na emocjonujące widowisko.

Walka o tytuł nabiera rumieńców

Po zwycięstwie Lando Norrisa w Grand Prix Wielkiej Brytanii oraz karze dla Oscara Piastriego za incydent przy samochodzie bezpieczeństwa, to właśnie Piastri prowadzi obecnie w klasyfikacji generalnej, mając 8 punktów przewagi nad Norrisem. Max Verstappen, który przez ostatnie lata dominował w Red Bullu, traci już do lidera aż 69 punktów. Ten sezon przynosi jednak sporo zmian nie tylko na torze, ale także w strukturach zespołów.

Red Bull w nowej rzeczywistości

Największą sensacją ostatnich tygodni jest bez wątpienia odejście Christiana Hornera ze stanowiska szefa zespołu Red Bull po Grand Prix Wielkiej Brytanii. To pierwszy taki przypadek w 20-letniej historii tego teamu. Oficjalne powody rozstania wciąż nie są do końca znane, ale cała sytuacja jest efektem długotrwałej walki o władzę wewnątrz zespołu i pogarszających się wyników na torze.

Nowym liderem Red Bulla został Laurent Mekies – 48-letni Francuz, wcześniej związany z FIA i Ferrari. Po przejęciu zespołu będzie musiał przekonać Maxa Verstappena, że Red Bull wciąż może walczyć o mistrzostwo, mimo odejścia takich osób jak Adrian Newey. W piątek Mekies po raz pierwszy wystąpi przed mediami podczas konferencji prasowej FIA.

Przyszłość Verstappena i manewry na rynku kierowców

Z odejściem Hornera coraz głośniej mówi się o przyszłości Verstappena. Mercedes, którego szef Toto Wolff zapowiedział ogłoszenie składu na sezon 2026 podczas letniej przerwy, wyraźnie interesuje się Holendrem. W mediach pojawiły się nawet doniesienia o spotkaniach na Sardynii, gdzie jachty Wolffa i Verstappena miały cumować blisko siebie. Sam Wolff studzi emocje, ale nie wyklucza żadnych scenariuszy – deklaruje, że priorytetem jest kontynuacja współpracy z George’em Russellem i Andreą Kimi Antonellim, lecz nie można ignorować klasy Verstappena.

Przyszłość czterokrotnego mistrza świata jest zatem jednym z najważniejszych tematów obecnego sezonu i z pewnością będzie tematem numer jeden aż do ogłoszenia oficjalnego składu przez Mercedesa.

Hamilton liczy na sukces z Ferrari

Warto też zwrócić uwagę na Lewisa Hamiltona, który po transferze do Ferrari wciąż czeka na swoje pierwsze podium w barwach Scuderii. Spa jest dla niego miejscem szczególnym – to właśnie tu, rok temu, odniósł swoje ostatnie zwycięstwo jako kierowca Mercedesa.

Weekend sprintowy i harmonogram sesji

Grand Prix Belgii po raz trzeci w tym sezonie odbędzie się w formacie sprintu. Oto pełny harmonogram weekendu (czasy podane według czasu brytyjskiego BST):

  • Piątek, 25 lipca:

    • Trening wolny: 11:30

    • Kwalifikacje sprintu: 15:30

  • Sobota, 26 lipca:

    • Sprint (1/4 dystansu): 11:00

    • Kwalifikacje do wyścigu głównego: 15:00

  • Niedziela, 27 lipca:

    • Wyścig główny: 14:00

Oczekiwania przed wyścigiem

Po najdłuższej przerwie w tym sezonie świat F1 czeka na nowe rozdanie, w którym nie zabraknie zaskakujących zwrotów akcji. Zmiany personalne, rywalizacja w czołówce i niepewna przyszłość największych gwiazd sprawiają, że Grand Prix Belgii zapowiada się wyjątkowo ciekawie.

Tenis

Otwiera się sezon US Open w Waszyngtonie: Taylor Fritz i Jessica Pegula na starcie

Początek letniego cyklu na kortach twardych

Po zakończeniu sezonu na kortach trawiastych, tenisowe toury przechodzą do kolejnej fazy. W Stanach Zjednoczonych zarówno mężczyźni, jak i kobiety rozpoczną rywalizację na twardych nawierzchniach podczas Citi Open w Waszyngtonie, co jest zarazem startem północnoamerykańskiej części sezonu. Równolegle w Europie, w Kitzbuhel oraz Umagu, rozgrywane są ostatnie turnieje ATP na ziemi w tym roku. Dalej aż do końca sezonu dominować będą już tylko korty twarde.

Fritz i Shelton wśród faworytów męskiego turnieju

Tegoroczny sezon na twardych kortach w USA wygląda nieco inaczej niż w poprzednich latach. Tradycyjne otwarcie w Atlancie (ATP) oraz Stanford/San Jose (WTA) zostało wycofane, natomiast największe turnieje – w Kanadzie i Cincinnati – wydłużono z dziewięciu do dwunastu dni. Waszyngton pozostaje jednak wierny sprawdzonej formule – od lat jest to turniej zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn, a obecnie obie imprezy mają rangę 500.

W odróżnieniu od innych amerykańskich wydarzeń, obsada turnieju męskiego w stolicy USA jest wyraźnie bardziej zróżnicowana narodowościowo. Spośród 48 uczestników, 12 pochodzi z USA, a aż 20 z Europy. Wysokie miejsca w drabince zajmują Taylor Fritz, Lorenzo Musetti, Holger Rune oraz Ben Shelton. Zarówno Fritz, jak i Shelton, są obecnie na fali po znakomitych występach na Wimbledonie i będą pod szczególną obserwacją w kontekście zbliżającego się US Open. Warto dodać, że żaden z nich nie dotarł jeszcze do finału w Waszyngtonie.

Jessica Pegula i Emma Navarro na czele stawki kobiet

Turniej WTA w Waszyngtonie ma nieco mniejszą obsadę i pulę nagród niż rywalizacja mężczyzn, ale wciąż budzi spore zainteresowanie, zwłaszcza ze względu na dwie najwyżej rozstawione Amerykanki – Jessicę Pegulę i Emmę Navarro. Pegula, zwyciężczyni tego turnieju z lat 2019 i 2021, po niespodziewanej porażce w pierwszej rundzie Wimbledonu będzie chciała wrócić na zwycięską ścieżkę. Sezon letni na twardych kortach to dla niej czas, gdy zwykle prezentuje najwyższą formę. W zeszłym roku triumfowała w Kanadzie, a także dotarła do finałów w Cincinnati i Nowym Jorku. Ma więc sporo punktów do obrony przed US Open i z pewnością będzie chciała maksymalnie wykorzystać szansę w tym tygodniu.

Powrót Venus Williams po 16 miesiącach przerwy

Duże emocje budzi także powrót Venus Williams, która po 16-miesięcznej przerwie spowodowanej problemami zdrowotnymi, zdecydowała się przyjąć dziką kartę do turnieju w Waszyngtonie – pierwszego przystanku na twardych kortach przed US Open.

– Wiem, czego chcę, ale nie zawsze chcę o tym mówić. Jestem tu teraz i zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Skupiam się na tym, co przede mną – powiedziała Williams, podkreślając, że nie zdradza wszystkich swoich planów.

Venus Williams zmierzy się w pierwszej rundzie z 23-letnią Peyton Stearns, która zajmuje obecnie 34. miejsce w rankingu WTA i w ubiegłym roku zdobyła swój pierwszy tytuł w Rabacie na kortach ziemnych. Dla starszej siostry Sereny Williams będzie to pierwszy mecz od czasu porażki w Miami przed rokiem.

– Moim celem jest czerpać radość z gry i nie wywierać na sobie zbyt dużej presji – podkreśliła Venus Williams. – Dla mnie sukces to wiara w siebie i trzymanie się swojego procesu. Po tak długiej przerwie to naprawdę nie jest łatwe, ale na tym się skupiam.

Williams, mistrzyni olimpijska z Sydney z 2000 roku, pięciokrotna triumfatorka Wimbledonu i dwukrotna zwyciężczyni US Open, po raz ostatni zdobyła tytuł WTA w 2019 roku na Tajwanie. Był to też ostatni sezon, w którym rozegrała pełny cykl turniejowy.

– Czuję, że jestem gotowa do gry, nadal jestem tą samą zawodniczką. Lubię grać ofensywnie, to moja specjalność. Teraz chodzi o to, żeby po prostu trafiać piłki w kort. To mój główny cel – zapewnia.

W ubiegłym roku sport nie był jednak dla niej priorytetem. – Moja walka o zdrowie była naprawdę trudna. Rok temu przygotowywałam się do operacji i nie mogłam myśleć o grze. Dziś cieszę się, że mam okazję wrócić na kort i znów poczuć sportową rywalizację.

Przyjazd na Wimbledonie i miłość do gry na twardych nawierzchniach sprawiły, że Williams postanowiła znów wyjść na kort w Waszyngtonie. – Uwielbiam ten sport, a korty twarde są moją ulubioną nawierzchnią. Decyzja o powrocie była dla mnie naturalna – przyznała.

Tak rozpoczyna się kolejny emocjonujący etap tenisowego lata, który zakończy się wielkoszlemowym US Open.

Piłka nożna

Motor Lublin kończy sezon na wysokim miejscu w PKO Ekstraklasie

Motor Lublin zakończył sezon 2024/2025 w PKO Ekstraklasie na siódmym miejscu w tabeli, co jest dużym osiągnięciem dla klubu. Drużyna rozegrała 34 mecze, zdobywając 49 punktów, odnosząc 14 zwycięstw, 7 remisów i 13 porażek. W trakcie sezonu Motor zdobył 48 bramek, tracąc przy tym 59 goli, co dało bilans bramkowy na poziomie minus jedenastu.

Przełomowe zwycięstwa i trudne momenty

Końcówka sezonu okazała się bardzo emocjonująca dla kibiców Motoru. W 34. kolejce drużyna pokonała na wyjeździe Radomiaka Radom 3:2, zapewniając sobie siódme miejsce w ligowej tabeli. Wcześniej, 18 maja, Motor zwyciężył u siebie z KGHM Zagłębiem Lubin 1:0. Jednak w kilku wcześniejszych spotkaniach drużyna musiała uznać wyższość rywali – przegrała m.in. z Pogonią Szczecin 0:3 i Piastem Gliwice 1:4.

W 30. kolejce Motor mierzył się z Cracovią i po wyrównanym meczu przegrał 0:1. Z kolei kilka dni później, 19 kwietnia, zespół odniósł ważne wyjazdowe zwycięstwo nad Widzewem Łódź, wygrywając 2:1. Wcześniej, w kwietniu, Motor zremisował 1:1 z Lechem Poznań, co również było istotnym punktem w walce o miejsce w górnej połowie tabeli.

Stabilna forma i walka do końca

Motor Lublin przez cały sezon prezentował wyrównaną formę. Drużyna potrafiła zdobywać punkty zarówno na własnym stadionie, jak i w meczach wyjazdowych. Dzięki ambitnej postawie oraz walce do ostatnich minut, Motor zapewnił sobie solidną pozycję na koniec rozgrywek.

Najlepszymi drużynami ligi okazały się w tym sezonie Lech Poznań, Raków Częstochowa i Jagiellonia Białystok. Motor zakończył sezon tuż za czołową szóstką, wyprzedzając takie zespoły jak GKS Katowice czy Górnik Zabrze.

Tabela końcowa PKO Ekstraklasy 2024/2025 (czołówka)

  1. Lech Poznań – 70 pkt

  2. Raków Częstochowa – 69 pkt

  3. Jagiellonia Białystok – 61 pkt

  4. Pogoń Szczecin – 58 pkt

  5. Legia Warszawa – 54 pkt

  6. Cracovia – 51 pkt

  7. Motor Lublin – 49 pkt

  8. GKS Katowice – 49 pkt

  9. Górnik Zabrze – 47 pkt

  10. Piast Gliwice – 45 pkt

Motor Lublin może uznać ten sezon za bardzo udany, biorąc pod uwagę wymagającą konkurencję i liczne wyzwania na boiskach Ekstraklasy. Kibice mają powody do zadowolenia, a klub może z optymizmem patrzeć na kolejny sezon.

F1

Amerykański sen Cadillaca: inspiracja NASA i droga do Formuły 1

Wejście do Formuły 1 po 767 dniach starań

Po blisko dwóch latach intensywnego procesu aplikacyjnego, Cadillac otrzymał zielone światło do debiutu w Formule 1 w sezonie 2026. Choć do pierwszego wyścigu pozostało jeszcze trochę czasu, zespół nie próżnuje – przygotowania idą pełną parą. Dziennikarze Autosport mieli okazję odwiedzić tymczasową siedzibę ekipy w Silverstone, podczas gdy trwa budowa głównej bazy w Fishers, niedaleko Indianapolis.

Rozpoczynając projekt od zera, Cadillac musi zaprojektować, zbudować i przetestować swój bolid w bardzo ograniczonym czasie. Od momentu oficjalnego zatwierdzenia wniosku minęło zaledwie jedenaście miesięcy. To ogromne wyzwanie, zwłaszcza że pierwszy wyścig sezonu w Australii zbliża się wielkimi krokami.

Amerykańska baza i europejskie zaplecze

To, co wyróżnia Cadillaca spośród innych ekip, to jego silna obecność w Stanach Zjednoczonych. Główna siedziba zespołu powstaje w specjalnie zaprojektowanym kompleksie w Fishers, a obecnie prace operacyjne prowadzone są w Silverstone. To właśnie tu, w identycznych halach naprzeciwko legendarnego toru, powstaje pierwszy samochód Formuły 1 tej marki.

Projekt rozpoczął się od zaledwie trzech osób, a obecnie zespół liczy już niemal 600 pracowników. Wśród pierwszych był Graeme Lowdon – były szef zespołu Marussia F1, który obecnie pełni funkcję dyrektora zespołu i oprowadzał dziennikarzy po zakładzie w Silverstone.

– Kalendarz pokazuje, że mamy mniej niż rok do pierwszego treningu – zaznaczył Lowdon. – Jak widać, pracy jest naprawdę dużo. To zespół amerykański, ale to, co widzicie tutaj, to niezbędne elementy, by móc stanąć na starcie w F1.

Ludzie jako fundament zespołu

Dla Lowdona najważniejszym aspektem budowania zespołu są ludzie. – Jesteśmy 109 dni w tym projekcie, do pierwszego wyścigu pozostało około 250. Mamy już na pokładzie około 67 procent personelu. Zespół szybko się rozrasta, ale najważniejsze to zadbać o odpowiednie zaplecze dla pracowników – tłumaczył.

Jak zauważył, zatrudnienie ludzi to jedno, ale trzeba też zapewnić im infrastrukturę: budynki, sprzęt, a także dział IT. Tymczasowe hale są pełne nowego, jeszcze zapakowanego sprzętu, który właśnie dociera do Silverstone.

Misje Apollo jako źródło inspiracji

Lowdon przyznał, że inspirację dla projektu czerpał z programu Apollo – pionierskiej misji NASA, która wymagała zaangażowania ponad 400 tysięcy ludzi i budżetu ponad 25 miliardów dolarów. Choć budowa bolidu F1 nie może się równać z lądowaniem na Księżycu, poziom złożoności i ilość pytań, na które trzeba odpowiedzieć, są porównywalne.

– Gdy w 2024 roku General Motors i TWG zapytali mnie, jak zacząć budowę zespołu F1, odpowiedziałem jako konsultant – wspomina Lowdon. – Najpierw wyjaśniłem proces aplikacji, bo nie jest on wcale oczywisty. Regulaminy można znaleźć w sieci, ale instrukcji „jak wejść do F1” już nie.

Od doradcy do lidera projektu

Po początkowym etapie współpracy, Lowdon został oficjalnie mianowany szefem zespołu w grudniu 2024 roku. Od tego momentu jego rola przeszła z doradczej do wykonawczej – musiał nie tylko doradzać, ale realnie budować zespół od podstaw.

– To proces, w którym trzeba cały czas balansować zasoby – powiedział. – Nie wystarczy mieć 400 osób, jeśli nie mamy gdzie ich ulokować ani kto zadba o ich potrzeby techniczne. Budynki, które kupiliśmy, przez najbliższe 12 miesięcy będą jeszcze placami budowy, więc trzeba działać równolegle na wielu frontach.

Ambicje większe niż sport

Cadillac nie ukrywa, że ich projekt to nie tylko start w Formule 1 – to pokaz siły amerykańskiej technologii, inżynierii i organizacji. A inspiracja NASA to nie przypadek, tylko symbol ambicji, z jakimi zespół mierzy się z największym wyzwaniem w historii marki.

Piłka nożna

Manchester City kończy Klubowe Mistrzostwa Świata na etapie 1/8 finału

Zespół Manchesteru City zakończył swój udział w Klubowych Mistrzostwach Świata 2025 na etapie 1/8 finału. Pomimo imponującego początku turnieju, podopieczni Pepa Guardioli musieli uznać wyższość Al-Hilal FC, przegrywając dramatyczny mecz 3:4.

Mocny start w turnieju

Droga Manchesteru City w Klubowych Mistrzostwach Świata rozpoczęła się 18 czerwca 2025 roku od pewnego zwycięstwa 2:0 nad Wydad AC w pierwszej rundzie. Kilka dni później, w meczu drugiej rundy, mistrzowie Anglii zademonstrowali swoją siłę ofensywną, rozbijając Al-Ain FC aż 6:0. Spotkanie to pokazało pełnię potencjału ofensywnego zespołu.

W trzeciej rundzie, rozegranej 26 czerwca, rywalem City był Juventus. Angielska drużyna ponownie nie zawiodła, wygrywając 5:2 i zapewniając sobie miejsce w 1/8 finału. To właśnie w tym etapie turnieju doszło do niespodzianki — mecz z Al-Hilal FC zakończył się porażką 3:4, która wyeliminowała Manchester z dalszej rywalizacji.

Koniec sezonu w Premier League

Równolegle z występami w Klubowych Mistrzostwach Świata Manchester City kończył sezon ligowy w Anglii. Ostatni mecz Premier League rozegrali 25 maja, pokonując Fulham 2:0. Wcześniej, w 37. kolejce, zwyciężyli AFC Bournemouth 3:1. W sumie drużyna zanotowała solidną końcówkę sezonu, wygrywając m.in. z Aston Villą (2:1), Evertonem (2:0), Wolverhampton (1:0) oraz Crystal Palace (5:2).

Warto wspomnieć, że w derbach Manchesteru, które odbyły się 6 kwietnia, padł bezbramkowy remis. Mimo kilku trudniejszych spotkań, jak remis 0:0 z Southamptonem, drużyna utrzymała wysoką formę do końca rozgrywek.

Puchar Anglii bez happy endu

City dotarło również do finału Pucharu Anglii. W półfinale pokonali Nottingham Forest 2:0, ale w meczu finałowym rozegranym 17 maja musieli uznać wyższość Crystal Palace, przegrywając 0:1. To była gorzka pigułka na zakończenie krajowego sezonu, szczególnie że byli uznawani za faworyta tego starcia.

Podsumowanie

Sezon 2024/2025 w wykonaniu Manchesteru City można uznać za udany, choć niepozbawiony rozczarowań. Zespół dotarł do finału krajowego pucharu, zakończył ligę w czołówce i zaprezentował wysoki poziom na Klubowych Mistrzostwach Świata. Mimo niespodziewanego odpadnięcia z Al-Hilal, forma zespołu i jego ofensywny styl gry budzą uznanie. Teraz przed drużyną czas na analizę i przygotowania do kolejnego sezonu, w którym celem będzie powrót na szczyt zarówno w Anglii, jak i w rozgrywkach międzynarodowych.

F1

Hamilton krytykuje nowe tory F1: „Ponad 90% z nich jest gorszych od klasyków”

Lewis Hamilton wyraził niezadowolenie z rosnącej liczby nowych torów w kalendarzu Formuły 1, twierdząc, że ponad 90 procent z nich ustępuje jakości legendarnym obiektom, które zastępują. Brytyjski kierowca nie ukrywa, że bardziej ceni klasyczne lokalizacje, które od lat budowały tożsamość tego sportu.

W przyszłym roku do kalendarza F1 dołączy nowy obiekt – wyścig o Grand Prix Hiszpanii przeniesie się z Barcelony do Madrytu. Choć tor pod Barceloną ma jeszcze ważny kontrakt na jeden sezon, to jego przyszłość po 2026 roku pozostaje niepewna. Hamilton jednak opowiedział się za kontynuacją obecności wyścigu w Hiszpanii, niezależnie od lokalizacji.

– Myślę, że utrata któregoś z klasycznych torów, a tor w Barcelonie do takich należy, byłaby stratą – powiedział Hamilton mediom, w tym portalowi RacingNews365. – To wspaniałe miasto, mamy tu wiernych fanów, zwłaszcza od czasów, gdy w F1 jeździł Fernando Alonso. Tak długo, jak Grand Prix Hiszpanii pozostaje w kalendarzu, to najważniejsze.

Siedmiokrotny mistrz świata podkreślił jednak, że rozumie potrzebę rozwoju i otwarcia się sportu na nowe lokalizacje. – Madryt to świetne miejsce. Czasem zmiany są potrzebne, by pójść naprzód – dodał.

Madryt dołącza do coraz liczniejszego grona wyścigów ulicznych w F1, obok takich lokalizacji jak Dżudda czy Las Vegas. Jednocześnie kalendarz przechodzi zmiany, które oznaczają ograniczoną obecność klasycznych torów. Spa-Francorchamps – jeden z najbardziej cenionych obiektów przez kierowców i kibiców – od 2027 roku ma pojawiać się jedynie co dwa lata.

Hamilton nie kryje sceptycyzmu wobec jakości nowo projektowanych torów. – Budowa nowych obiektów to ruletka. W większości przypadków – ponad 90 procent – nowe tory są po prostu gorsze – stwierdził bez ogródek.

Jednocześnie zaznaczył, że nie ma nic przeciwko zmianom, o ile nowy tor dorówna poprzednikowi. – Jeśli nowy tor będzie lepszy lub równie dobry jak stary, to nie mam z tym problemu – podsumował.

Wypowiedzi Hamiltona wpisują się w szerszą debatę dotyczącą kierunku rozwoju Formuły 1. Rosnąca liczba imprez ulicznych i miejskich budzi emocje wśród fanów i zawodników, którzy często tęsknią za legendarnymi obiektami – tymi, które kształtowały historię sportu motorowego przez dekady.