Rozumiem zamożnych obywateli USA i konserwatystów o zabarwieniu ewangelicznym kibicujących Donaldowi Trumpowi. Bogaci wierzą, że poluzuje przepisy i ochroni ich i ich firmy przed nadmiernymi podatkami. Konserwatywni ewangelicy uważają, że jest on bastionem przeciwko przebudzeniu, zwłaszcza jego ultraliberalnej odmianie. A biali ludzie chcą odzyskać swój kraj.
Ale Afrykanie w kraju i w diasporze – jaki mają interes we wspieraniu gościa, który określił ich kontynent jako „zadupie” i nosił na karku swoją antyimigrancką retorykę? Nie wydawało się mieć sensu, aby ktokolwiek, kto widział Trumpa 1.0, kiedykolwiek marzył lub pragnął drugiej wersji. Ale teraz wrócił. W chwili publikacji prasy w swoim Czerwonym kącie ma nawet Sąd Najwyższy i Senat.
Kiedy media (zwłaszcza główne stacje) zalewały sondaże wskazujące, że panuje gorąco do zera, zacząłem bardziej interesować się nastrojami popierającymi Trumpa wśród Nigeryjczyków. Skontaktowałem się także z przyjaciółmi w innych częściach kontynentu i opinie mnie zaskoczyły.
Trumpie, chcemy
Niektórzy znajomi powiedzieli mi, że Trump to właśnie człowiek, którego Stany Zjednoczone potrzebują, aby oczyścić się ze swojej pychy i arogancji. Dawno, dawno temu Stany Zjednoczone były moralną siłą działającą na rzecz dobra na całym świecie. Jej wyjątkowość nie często wymagała znęcania się nad innymi, aby podkreślić swoją tezę.
W czasie zimnej wojny zrobił wiele złych rzeczy, podobnie jak jego największy rywal, Związek Radziecki. Jednak po tej fazie i wraz z upadkiem muru berlińskiego wielu miało nadzieję na pojawienie się świata wielobiegunowego, w którym, jeśli kto woli, lew i baranek będą leżeć obok siebie.
Ale tak nie miało być. Od Kuby po Wenezuelę, od Libii po Zatokę Perską i Bliski Wschód, aż po starą strefę wpływów ZSRR, Stany Zjednoczone podsycały – i nadal podsycają – sumę zerową, w której ledwie toleruje zasadę „żyj i pozwól żyć innym”. Od tego czasu świat doświadczył mniej wyniszczających wojen, ale zmagał się z nie mniejszą liczbą napięć nowego rodzaju, wspomaganych i podżeganych przez technologię.
Ta sama różnica?
Ci ludzie mają nadzieję, że Trump 2.0 zrobi dla świata co najmniej dwie rzeczy. Przyspieszyłoby to jeszcze bardziej wewnętrzny rozkład Stanów Zjednoczonych poprzez zaostrzenie napięć rasowych i ośmielenie prawicowych ekscesów. Po drugie, wyjątkowo wyspiarski charakter Trumpa w stylu „America First” i jego odlotowy styl polityki zagranicznej zdystansują Stany Zjednoczone od ich tradycyjnych sojuszników i pozwolą szaleńcom na całym świecie, takim jak Kim Dzong Un z Korei Północnej, wpaść w amok.
Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, że jeśli amerykańscy wyborcy byli szczęśliwi, że dali się uwieść ich najgorszej naturze, to zasługiwali na to, co dostali.
Ale to nie wszystko. Niektórzy chcieli także, aby zwycięstwo Trumpa było kijem do pokonania ich przywódców w kraju. W przededniu wyborów Larry Madowo z CNN poinformował, że Kenijczycy chcieli zwycięstwa Trumpa, ponieważ „z nim wiesz, na czym stoisz”. W raporcie zestawiono styl Trumpa z elitą polityczną Kenii, której trudno było ufać.
Trumpofoby
Raport CNN mógł dotyczyć także Nigerii, gdzie Trumphobes chciał, aby wygrał z nieco innego powodu. Uważają, że jego polityka antyimigracyjna zmusi Nigeryjczyków i ich rząd do naprawy własnego kraju. W USA najwyższy wskaźnik ma Nigeria populacja diaspory Afryki – 327 000 obywateli, następnie Etiopii – 222 000 i Egiptu – 192 000.
Dla Trumphobów nie miało większego znaczenia, że nigeryjska diaspora amerykańska wysyła do domu 20 miliardów dolarów rocznie, co stanowi coraz ważniejsze źródło wsparcia dla borykającej się z trudnościami gospodarki. Mamy tu do czynienia z odwrotną schadenfreude, która mówi, że im mniejsze możliwości mają nigeryjscy imigranci poza granicami kraju, tym poważniej rząd byłby zobowiązany naprawić kraj.
Ktoś nawet powiedział mi, że „złośliwe wsparcie” dla Trumpa było zemstą za złych przywódców, których Stany Zjednoczone rutynowo wspierały i wspierały na całym świecie, a na liście znaleźli się Saddam Husajn, Augusto Pinochet i Mobutu Seseko.
Rekord Republiki Afryki
Niektóre nastroje pro-Trumpowe wynikają jednak z faktów. Na przykład Republikanie mają znacznie lepsze wyniki w angażowaniu Afrykanów niż Demokraci. Partia Republikańska sprzeciwiała się kolonializmowi. Jej wsparcie dla inicjatyw afrykańskich, takich jak Afrykańska ustawa o wzroście i możliwościach (AGOA) oraz wysiłki na rzecz zwalczania AIDS kontrastują z preferencją Demokratów dla dyplomacji pomocowej.
Mamy nadzieję, że Trump 2.0 nie będzie wyjątkiem. Tutaj Diasporanie nie są zbyt daleko od swoich czarnych kuzynów w USA. A Ankieta NAACP we wrześniu pokazało, że co czwarty czarnoskóry mężczyzna poniżej 50. roku życia popiera Trumpa w wyborach prezydenckich.
Trump 1.0 okazał twardą miłość do Afryki, ale to na przykład na jego zegarku Stany Zjednoczone ostatecznie zezwoliły na sprzedaż do Nigerii tak potrzebnego myśliwce za ściganie wojny z Boko Haram, którą prezydent Barack Obama blokował przez osiem lat. Ze swojej strony prezydent Joe Biden złoży jedynie krótką wizytę – pierwszą w Afryce od czterech lat – w Angoli w drodze z Białego Domu.
Lepiej czy gorzej?
Przytłaczające zwycięstwo Trumpa może oznaczać jedną z dwóch rzeczy dla jego prezydentury: ciężar odpowiedzialności może go upokorzyć i zwiększyć prawdopodobieństwo, że będzie bardziej powściągliwy niż wcześniej. Z drugiej strony może też wydobyć z niego to, co najgorsze – poczucie, że w 2020 roku tak naprawdę nigdy nie przegrał, że, jak twierdził, oszukano go przed zwycięstwem, że nadszedł czas, aby zemścić się na swoim funcie mięsa.
Będziemy musieli poczekać i zobaczyć. Jeśli Trump 2.0 oznacza, że Afrykanie, których nie było na radarze podczas kampanii, będą teraz musieli zajrzeć do wewnątrz i odnaleźć drogę w niepewnej przyszłości, to niech tak będzie.
Ukraina i Gaza
Zwycięstwo Trumpa może przyspieszyć zakończenie wojny na Ukrainie i, miejmy nadzieję, złagodzić przedłużający się globalny kryzys łańcucha dostaw, który wpływa na dostawy produktów rolnych i olejów kuchennych do wielu krajów Afryki. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wie, że nie może polegać na Trumpie, jeśli chodzi o poniesienie kosztów wojny, która pod każdym względem stała się maszynką do mielenia mięsa. Wojna na Ukrainie może zakończyć się wcześniej niż później.
A co do Bliskiego Wschodu, Trump. 1.0 przeniósł Ambasadę USA z Tel Awiwu do Jerozolimy pomimo protestów Palestyńczyków i niektórych krajów arabskich. Jeśli to coś znaczy, powinno sugerować, że Trump 2.0 w swoim podejściu do obecnej wojny w Strefie Gazy nie będzie opierał się na skorupce jajka rozwiązania dwupaństwowego. Jest zdecydowanie zwolennikiem Netanjahu i zależy mu na umowach naftowych z państwami Zatoki Perskiej.
Nie udaję, że nie lubię polityki Trumpa. Nie mam też złudzeń, że jego druga kadencja będzie znacząco różnić się od pierwszej, która sprawiła, że świat niebezpiecznie wstrzymał oddech na cztery lata. Ale jeśli to jest człowiek, którego amerykańscy wyborcy wybrali na swojego przywódcę, niech tak będzie. Niestety to, co robi Ameryka – na dobre czy na złe – wpływa na resztę świata, niezależnie od tego, czy oddamy głos, czy nie.
Ishiekwene jest redaktorem naczelnym PRZYWÓDZTWO i autor książki Pisanie dla mediów i zarabianie na tym.