Home Rozrywka Ciche miejsce: Recenzja pierwszego dnia: Najlepszy film w serii

Ciche miejsce: Recenzja pierwszego dnia: Najlepszy film w serii

77
0


Jak wskazuje tytuł, „A Quiet Place: Day One” przenosi nas z powrotem do początku – pierwszego dnia inwazji obcych. Sarnoski mądrze rozumie, że nie oznacza to, że potrzebujemy dużo historii; nie dowiadujemy się więcej o kosmitach, skąd pochodzą, ani nawet o ich motywacjach. Podobnie jak nieoczekiwane uderzenie pioruna lub atak terrorystyczny, one po prostu przybywają pewnego dnia, a po nich następuje śmierć i zniszczenie.

Naszym przewodnikiem po tym jest Sam (Lupita Nyong’o), młoda kobieta posiadająca bardzo dobrego kota o imieniu Frodo (poważnie, gdyby był Oscar dla kotów, to ten kot by wygrał). Sam jest w Nowym Jorku, kiedy kosmici atakują, a Sarnoski nie marnuje czasu. Po krótkim wstępie, który mówi nam dokładnie, co powinniśmy wiedzieć o Samie i jego sytuacji (wyrażam się tutaj niejasno, aby uniknąć większych spoilerów), rozpętało się piekło. Następują eksplozje, pył i dym wypełniają powietrze, a ludzie są wciągani na śmierć przez straszne potwory. Sam traci przytomność i budzi się później w teatrze, gdzie pomocny mężczyzna (Djimon Hounsou, na krótko wcielający się w rolę z drugiego filmu) każe jej zachować ciszę. Sam natychmiast rozumie: hałas przyciąga kosmitów.

Tutaj Sarnoski i autor zdjęć Pat Scola dają nam jeden z pierwszych z wielu oszałamiających obrazów: cały teatr ludzi starających się pozostać maksymalnie nieruchomymi (gdyby tylko współczesne kina były takie, prawda, chłopaki?!). Sarnoski, współpracujący ze Scolą, ma niesamowite oko do inscenizacji małych, wyróżniających się momentów, a „Dzień pierwszy” jest pełen zapadających w pamięć ujęć świata nagle nieruchomego w ciszy. Widzieliśmy już wiele postapokaliptycznych obrazów w filmach i telewizji, więc nie jest to całkiem nowe, ale Sarnoskiemu udało się tu sprawić wrażenie żywego i przerażającego – książki porozrzucane po księgarni, prawdopodobnie nigdy więcej nie przeczytane; sylwetki ludzi obserwujących zawalenie się mostów; krew rozpryskana na drzwiach samochodu; zalane metro; dwie postacie klęczące przed ogniem płonącym w otwartym włazie. Te małe, ciche chwile zaskakują i przywołują na myśl ruiny miasta. Zdjęcie oszołomionych nowojorczyków wędrujących w grupie zakurzoną ulicą niewątpliwie przywodzi na myśl niektóre obrazy z 11 września, czyniąc te sceny cichego terroru boleśnie znajomymi.

Link źródłowy